Rano, budzik zamyka noc. Przedzieramy się przez resztki snu, aby prysznicem utorować sobie drogę w dzień. Dalej - jak zawsze, w pobliżu śniadania, lecz już w drodze, klniemy na czerwone, z niepokojem obserwujać wskazówkę, która popychana sekundami, niebezpiecznie zbliża się do strefy zero.
Ta sama wskazówka, zwolni nas później z obowiązku życzliwego uśmiechu i - w drodze do auta - pozwolimy sobie dostrzegać ludzi: temu uśmiech, tamtemu szacunek, tego wypada minąć bez słowa.
Na końcu, czeka dom. Ten sam, gdzie nigdy nie da się być sobą, bo jednym nieopatrznym słowem, nie warto burzyć świętego spokoju.
06.06.2009
|