To były pracowite lata.
W deszcz i skwar, biegaliśmy wokół niej, sypiąc nawóz.
Chwasty wyzywały nas na pojedynki, w najmniej oczekiwanych momentach.
Musieliśmy potykać się, parować fałsz, zadawać kłam.
Wyrywaliśmy słowa z kontekstu i obrzucając się nimi,
nie raz, byliśmy o krok od ukamionowania przypadkiem.
W ostateczności, pozostawało zdetonować ciszę.
Wybuch niepokoju, powodował spustoszenia tak wielkie,
że przerażeni zawieraliśmy rozejm.
Przez te wszystkie lata, powstała solidna konstrukcja.
Szkodniki czują respekt i pojawiają się już tylko sporadycznie.
Przetrwaliśmy napastliwość żywiołów. Wyrosła.
Patrzymy na nią niespokojnie. Jest taka dojrzała, przesoczysta.
Kołysze się ociężale i - mam nieodparte wrażenie, że za chwilę spadnie.
|